poniedziałek, 9 marca 2020

Praca, książka i psie

W tym wpisie piszę głównie o swoim pisaniu, ale nawiązuję też do poprzedniego wpisu, gdzie pisałam, że jestem tu, gdzie jestem, dzięki temu, że Wy jesteście ze mną i...  Zapomniałam dodać, gdzie to „gdzie” właściwie jest, prawda? (Zagubieni? Spokojnie, już wyjaśniam).
Więc zwięźle: gdzie jesteś, Magdaleno?
We stolycy jestem, drogi pytaczu. W sercu tego pięknego kraju zwanego Polską, zwanym z kolei Warszawą.
To krótka odpowiedź. Dłuższa jest sporo dłuższa. Wielu z Was zresztą już o wszystkim wie, ale gwoli wyjaśnienia rozwinę temat. Otóż, porzuciłam swoje piękne kafelki, nieścieralne panele i fikuśne lampy. Wyprowadziłam się ze świeżo wykończonego mieszkania w Gdańsku, zanim na dobrą sprawę zdążyłam się tam wprowadzić. Dlaczemu? A temu, że praca. Powód dosyć typowy, aczkolwiek sama robota już niekoniecznie, gdyż raptem oficjalnie zostałam pisarką. Mam tak w umowie. „Magda, oficjalnie pisarz”.
No, jakoś podobnie.
W sumie pracuję tak już pół roku. Nie chwaliłam się od razu, bo wolałam poczekać, aż przejdę okres próbny. No i przeszłam, więc oficjalnie nadymam się i plumkam z radością, rozgłaszając wszem i wobec: zostałam etatowym pisarzem. To znaczy, że piszę na życie i mam z czego żyć (nie taka oczywista rzecz w tym zawodzie).
Czad, nie? ^^
Pięć lat studiów na Elektronice i Telekomunikacji, a także przeszło siedem w IT, żeby siedzieć i klecić fanfiki. Za które, nomen omen, ktoś postanowił mi płacić.
Swoją drogą ogłoszenie zostało mi podrzucone przez znajomego redaktora. Sama nie byłam na tyle szalona, by myśleć, że się dostanę na podobne stanowisko i nie szukałam pracy jako pisarz. A żeby było jeszcze zabawniej, parę miesięcy temu zaprzyjaźniona autorka poleciła mnie swojemu wydawcy i... spodobało się :) Podpisałam umowę na książkę! Tę samą książkę, o której pisałam na blogu w kwietniu 2019. Powinna się ukazać wprawdzie dopiero w 2021 roku, ale hej! Wyjdzie.
Dlatego serio: Nie byłabym tu, gdzie jestem, gdyby nie Wy.
Napisałam też swoje pierwsze zamówione opowiadanie do NF-a. Wcześniej zawsze wysyłałam redakcji gotowe opko, a potem czekałam długie miesiące w strachu, czy je wezmą, choć również z cichą nadzieją, że... no, wezmą. Tym razem dogadałam tematykę i objętość z góry, a dopiero potem trzęsłam się o pozytywny werdykt i czarno to widziałam ;) Tak samo jak zawsze, bo zawsze mogę napisać coś do dupy, zamówienie czy nie. Chyba jednak się (nie) udało? W każdym razie, znów plumkam radośnie. Jeszcze nigdy nie byłam z żadnego swojego opowiadania tak zadowolona. Dumna nawet! A to się mojej osobie zwyczajnie nie zdarza. Więc czytajcie, dopsz? Opowiadanie jest dostępne w najnowszym marcowym NF-ie i cieszę się z niego, jak nie przymierzając z debiutu.

Tam gdzieś jest moje nazwisko i tytuł opowiadania, musicie uwierzyć na słowo.
Jeszcze coś? Ano tak.
Nie napisałam właściwie o samym tekście. To cyberfantasy pt. Jednooki pies. Opowiada o łowcy potworów w cyberpunkowym świecie, który takich łowców już właściwie nie potrzebuje... OK, dobra, nie umiem reklamować swoich tekstów. Jeśli Was interesuje, to sprawdźcie sami i już ;)
Na koniec zaś: moje poprzednie opowiadanie z NF-a W stanie nieważkości doczekało się audiobooka. Do odsłuchania TUTAJ. Polecam i zalecam! Jedwabisty głos Anety z Posłuchaj tej historii wyleczy gangrenę, poprawi trawienie i w ogóle życie umili. (Innych to już potrafię reklamować, co nie?).
A! No i uspakajam jeszcze: w pupie mi się od tego całego dobrobytu raczej nie poprzewraca, albowiem mnóstwo rzeczy nadal totalnie mi nie wychodzi i pieprzy się iście pokazowo. Ale o moich wpadkach, a także o szczegółach nowej pracy, będą pewnie inne wpisy.
W tym się po prostu raduję, cieszę i chu...
I hurra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz